Patyk chłodzący w Poznaniu

Nie będę narzekał na upał, bo to niczego nie zmieni. Upał był, jest i będzie. Przynajmniej do momentu aż się nie skończy. Na razie nerwowo spoglądam w kalendarz i góralskimi przekleństwami prowokuję zimę do wcześniejszego nadejścia. Może się złamie i zamelduje tutaj już w przyszłym tygodniu?
Zaraz, wpis o Poznaniu miał być, nie tylko o upale. No dobra, lecimy. Nie wiem czy wiecie, ale Poznań dba o wszystkich, niezależnie od tego, czy przebywają tutaj z własnej woli, czy może zostali do przebywania zmuszeni. Dba o to, aby w upalnych okolicznościach nie ugotowali się na twardo na chodnikach. Pewnie nie miałby kto tego później sprzątać.
W tym celu pojawiły się patyki chłodzące. Od razu zaklepuję nazwę, bo naming został wykonany i byłem przy nadawaniu nazwy temu czemuś. Są to takie metalowe patyki, z których radośnie wydobywa się mgiełka wodna. Inne miasta mają kurtyny wodne, Poznań jest widocznie biedniejszy i stać go tylko na patyki chłodzące. Dobre i to.
Patyki są super. Pozwalają uwolnić się od upału na jakieś 13 sekund. Po tym czasie upał uderza ze zdwojoną siłą i znowu chce się pod patyk. Uzależniają bardziej niż dopalacze, więc chyba powinny zostać zakazane. Chciałem patyk przynieść do domu, ale jakaś cholera dobrze go przymocowała i musiałem porzucić ten jakże kuszący i chłodny pomysł.
[gallery type="square" link="file" size="medium" ids="1498,1497"]